niedziela, 2 listopada 2014

São Paulo. Pośród miejskiej dżungli (II)


Jest zarazem coś strasznego i pięknego w tym widoku świata z betonu






























Szersza perspektywa

Kontynuując wędrówkę dotarłam do Banespa – wzniesionego w 1939 roku drapacza chmur, z którego roztacza się zapierający dech w piersiach widok na „Sampa” (taką ksywką określane jest miasto). Dopiero z góry w pełni można zdać sobie sprawę z jego rozmiarów. To zdająca się nie mieć końca betonowa dżungla sięgająca po horyzont. Przed moimi oczami było tylko falujące morze wieżowców w różnych odcieniach szarości. Jakże inne jest wrażenie, gdy już zagłębimy się pośród tej szarzyzny. Tętniące życiem bary, uśmiechnięci ludzie zawsze chętni do nawiązania pogawędki, którzy opanowali do perfekcji sztukę cieszenia się chwilą, lady pełne coxinhas, unoszący się w powietrzu zapach soczystych, tropikalnych owoców.

Sao Paulo to miasto kontrastów

Brazylijskie smaki

Zjechałam windą 161m niżej i znów znalazłam się na poziomie ulicy. Idąc przed siebie nagle ulice zaczęły się zawężać, a tłum zagęszczać. Banki zamieniły się w kolorowe stragany dosłownie z mydłem i powidłem, na miejscu eleganckich samochodów pojawiły się obładowane towarem auta, busiki i taczki. Handluje się tu chyba wszystkim co się da, przy czym obecnie dominował asortyment halloweenowo - bożonarodzeniowy. Zastanawiałam się, kto w ogóle kupuje całą tę tandetę wokół. Szybko usłyszałam odpowiedź - ludzie przyjeżdżają tu spoza miasta, aby następnie sprzedać zakupione hurtowo gadżety na prowincji.

Pośród tej pstrokacizny znajduje się okazały budynek Mercado Municipal – głównego targu, który oczywiście jak na Brazylię przystało ma swoją ksywkę - Mercadão. Dwa piętra różnych pyszności, choć mnie najbardziej oczarował dział owocowy. Dopiero tam zdałam sobie sprawę z tego, jak uboga jest moja wiedza w tej materii i połowy sprzedawanych tam cudów wprost z Amazonii w życiu nie widziałam wcześniej na oczy. Nie ma też szans na to, żebym powtórzyła ich egzotyczne nazwy nie mające odpowiedników w żadnym innym języku. Ich różnorodność, zapach, soczystość, konsystencja jest w stanie przyprawić o zawrót głowy. Na szczęście jeden ze sprzedawców chyba widząc moją dezorientację zaprosił mnie na degustację. 


Niektóre z nich o gęstym, mięsistym miąższu mogłyby spokojnie służyć za samodzielny posiłek. Brazylijczycy chętnie korzystają z bogactwa ich ziemi i np. spacerując po SP na każdym rogu można napić się świeżo wyciskanych soków wybranych z długiego menu zawieszonego nad barem.

A może kanapkę z szynką?;)

Po kilku dobrych godzinach znów skierowałam się w stronę Avenida Paulista wstępując po drodze na lunch. Jak stwierdził R., nie mogę opuścić Brazylii bez spróbowania feijoady – kwintesencji brazylijskiej kuchni, potrawy stworzonej przez niewolników, z tego, co akurat udało im się wrzucić do gara. Przeróżne kawałki mięs (jakieś ucho, ozór lub kiełbaska też może się trafić) wrzucone do kotła z fasolą i duszone do momentu, gdy cała potrawa przybierze konsystencję bulgoczącej smoły. Podawana z ryżem i farofą – prażoną mączką z manioku z pewnością dostarczała energii do pracy na plantacji trzciny cukrowej. Do tego jako jarzynka - kapusta couve mineira. Bom apetite!

Feijoada

Na koniec jeszcze ostatnie spojrzenie na Avenida Paulista i czas wracać. Wsiadłam do metra nie przewidziawszy wcześniej tego, że akurat zbliżały się godziny szczytu. Płynąc korytarzami z nurtem ogromnej ludzkiej rzeki wślizgnęłam się do wagonu, w którym byłam stopniowo coraz bardziej ugniatana. W pewnym momencie, gdy drzwi nie dało się już zamknąć ani otworzyć strumień ludzi przestał napływać do środka. Cudem udało mi się wysiąść na odpowiedniej stacji. Ot takie mroczne strony życia wielkiego miasta.

Street art jest wszechobecny

Zaprojektowany przez Linę Bo Bardi budenek MASP - muzeum sztuki przy Avenida Paulista

São Paulo. Pośród miejskiej dżungli (I)


Po ostatnich podróżach na wschód i południe naszego globu, tym razem po wystartowaniu mój samolot skręcił dla odmiany w lewo aby po 15 godzinach wylądować w Brazylii. Kiedy miesiąc temu dowiedziałam się, że lecę do Brazylii – mojej wymarzonej destynacji podróży, po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że marzenia się spełniają jeśli tylko bardzo w to wierzymy. Wszystko jest możliwe i w zasięgu ręki, do nas należy wybór, czy po to sięgniemy.




Wieczorową porą

Wysiadając z samolotu przez rękaw, idąc przez terminal, a następnie jadąc przez pogrążone w ciemnościach przedmieścia São Paulo, czułam się trochę jak XVI wieczni odkrywcy po raz pierwszy docierający do wybrzeży Nowego Świata. Mój pierwszy lot do Ameryki Południowej – piątego odwiedzonego kontynentu. 

źródło: todasabordo.com.br
Byłam tak podekscytowana tym faktem, że nawet nie dopuszczałam do siebie myśli o zmęczeniu. Brazylijski klasyk – caipirinha od razu postawił mnie na nogi i towarzyszył mi przy eksploracji nocnego życia tego wielkiego miasta, które nigdy nie śpi. Jak zapewnił mnie kolega, nic tak nie pasuje do caipirinhi jak coxinhas – pyszna przekąska w formie udek kurczaka dostępna w każdym barze w São Paulo. A najlepsze cohinhas można znaleźć w barze Veloso i w czynnym 24h BH na Rua Augusta – dosyć alternatywnej ulicy oferującej cały wachlarz nocnych atrakcji. I jedne i drugie były smakowite!



Wśród japońskiej diaspory

Następnego dnia umówiłam się z R., który zgodził się oprowadzić mnie po mieście. Spotkaliśmy się na Avenida Paulista – głównej alei São Paulo, po czym skierowaliśmy się w stronę Liberdade – japońskiej dzielnicy. W Brazylii mieszka największa na świecie japońska diaspora, a jej zdecydowana większość skupia się w SP. Gdy zobaczyłam ulice przystrojone charakterystycznymi lampionami wiedziałam, że jesteśmy na miejscu. Wokół cała masa sklepików, a w nich sos sojowy, sake i wodorosty, poczułam się, jakbym się teleportowała na chwilę na Daleki Wschód.

W drodze do Liberdade

SP dzień po wyborach. Dilma ponownie wybrana na prezydenta.
Spacer upłynął nam na rozmowach o urokach i bolączkach São Paulo, R. stwierdził jednak, że zachodzi dużo pozytywnych zmian i z optymizmem patrzy w przyszłość. Mimo, że za SP ciągnie się zła sława jednej z najniebezpieczniejszych metropolii na świecie, to jak twierdzi, nie zawsze pokrywa się ona z rzeczywistością i zmiany idą ku lepszemu. Coraz skuteczniejsza jest walka z korupcją, która sieje w Brazylii ogromne spustoszenie a którą kryła do niedawna zmowa milczenia. Miasto boryka się wciąż z licznymi problemami, jak rozwarstwienie społeczne, spekulacje na rynku nieruchomości , czy też niepokojące mieszkańców problemy z zaopatrzeniem w wodę. Ruch uliczny też wymknął się spod kontroli, choć w centrum powstaje coraz więcej ścieżek rowerowych, które być może choć w niewielkim stopniu ułatwią przemieszczanie się po tej miejskiej dżungli. Ta gigantyczna metropolia wciąż jednak kusi – stwarza najlepsze perspektywy rozwoju zawodowego, wielu ludzi, jak R. przyjeżdża tu na studia z innych regionów Brazylii. Może brakuje jej tropikalnego czaru Rio i bliskości oceanu, ale za to oferuje bogate życie kulturalne i całą masę rozrywek.

Rewelacyjny street art SP to temat na osobną notkę

Café de manhã, czyli śniadanie


Piekarnia Santa Tereza wypieka pyszne pao de queijo od 1872 roku
Pora na śniadanie – najlepiej w piekarni Santa Tereza. Kawa ze spienionym mlekiem – tzw. „ media”, jeszcze ciepłe pão de queijo (bułeczki z serem) i świeżo wyciskany sok z pomarańczy i gujawy. Czy można rozpocząć dzień przyjemniej? Po tej porannej dawce witamin przeszłam kilka kroków i znalazłam się na Praça da Se – centralnym placu miasta. Z jednej strony wznosi się przy nim katedra, z drugiej zaś szpaler okazałych palm. Pośród nich artyści uliczni i muzykanci, żebracy i kaznodzieje. Ciekawostka dla geograficznych geeków – przez ten plac przebiega symboliczna linia Zwrotnika Koziorożca.

--> czyt. ciąg dalszy: São Paulo. Pośród miejskiej dżungli (II)

Widok z katedry na Praça da Se
Praça da Se
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...