Ostatnimi czasy trochę zabałaganiłam ale wraz z tym wpisem obwieszczam reaktywację bloga. Kolejne podróże, które zaowocowały mnóstwem zdjęć wciąż niezgranych na komputer, planami miast, biletami wstępu, obcymi walutami i pałętającymi się wszędzie luźnymi karteluszkami z zapiskami dotyczącym odwiedzonych ostatnio miejsc - bliższych i dalszych.
Na początek powrót na znajome tereny - do Italii, a ściślej mówiąc - do Mediolanu. Tak się akurat zdarzyło, że moja wizyta w tym mieście zbiegła się z obchodami święta, ku czci jego patrona - św. Ambrożego. Mają one miejsce co roku 7 grudnia i wyznaczają początek okresu świątecznego.
|
Majestatyczne Duomo górujące nad miastem |
Gdy samolot wreszcie przebił się przez spowijające Mediolan mgły i gęste, kłębiące się chmury, od razu złapałam pociąg, który zawiózł mnie z lotniska wprost do centrum miasta. Jako, że pora była wczesna, jedyną słuszną decyzją mogło być udanie się do kawiarni na rogalika z nutellą i filiżankę cappuccino.
|
Sezon na pieczone kasztany w pełni! |
To mnie nieco zaktywizowało, w związku z czym ruszyłam przed siebie. Szybko dotarłam do Castello Sforzesco, wokół którego rozpościerał się jarmark świąteczny. Kolorowe stragany ze smakołykami z różnych regionów Włoch, zabawkami, książkami, gadżetami AGD, zapach pieczonych kasztanów a pośród tego wszystkiego wolno płynąca rzeka ludzi. Nie dość, że było święto patrona, to jeszcze niedziela, w związku z czym w mieście panowała wyjątkowa atmosfera. Mieszkańców ogarnęła chyba tego dnia istna gorączka zakupów. Wystrojeni przechadzali się między ekskluzywnymi butikami trzymając na smyczach miniaturowe pieski ubrane w szykowne kubraczki od Prady.
|
Niedzielne przechadzki |
|
Baczny obserwator |
Na placu przed katedrą stoi ogroomna choinka. Galeria Vittorio Emanuele za rusztowaniem - ostatnio gdzie bym nie pojechała natrafiam na zabytki ukryte za gigantycznymi plandekami w związku z pracami renowacyjnymi. Pośrodku galerii na posadzce znajduje się mozaika przedstawiająca byka. Jak głosi legenda, trzykrotne obrócenie się na pięcie na jego genitaliach przynosi szczęście. Chętnych na to, aby w ten sposób pomóc swojemu losowi było tak wielu, że straciłam cierpliwość i odłożyłam ten punkt programu na kolejny raz.
|
Oblężenie galerii Vittorio Emanuele. |
|
Walka o najlepsze panzerotti w Milano |
Cierpliwości za to nie zabrakło mi u Luiniego, czekając w dłuuugiej kolejce na najsłynniejsze w mediolanie panzerotti - smakowitą przekąskę przypominającą calzone w pączkowym cieście, dostępną zarówno w słodkiej jak i wytrawnej wersji. Czas w kolejce szybko upłynął na pogawędkach, a same panzerotti skonsumowane na pobliskim krawężniku nie zawiodły oczekiwań.
|
Uczta na krawężniku pod piekarnią Luini |
|
Risotto alla milanese |
Odwiedziłam też Navigli - dzielnicę poprzecinaną kanałami, wzdłuż których ciągną się bary, restauracje - idealne miejsce na popołudniową passeggiatę. Navigli szczególnie warte odwiedzenia są w porze aperitivo, wtedy właśnie zaczynają tętnić życiem. Risotto alla milanese i lampka wina z widokiem na kanał były doskonałym dopełnieniem dnia. Na koniec jeszcze pojechałam rzucić okiem na Duomo wieczorową porą. Chłodne grudniowe powietrze i wielka choinka mnie szczerze rozradowały, jak przyjemnie wraca się do Europy!
|
Navigli o zmierzchu powoli budzą się do życia |
|
Sezon na lody trwa cały rok! |
|
Mediolan w grudniowym wydaniu |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz