piątek, 6 listopada 2015

Kioto 京都市. Japonia gejsz i samurajów




Po pełnym wrażeń wieczorze w Osace, oszołomiona atakującymi moje oczy ze wszech stron pstrokatymi neonami, zapadłam w głęboki sen. Następnego dnia wstałam o poranku – czekała mnie wizyta w dawnej stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni - Kioto. W Japonii, która rzuciła się w pogoń za nowoczesnością, to właśnie żyjące barwną historią miasto jest ostoją tradycji.


Podróż z Osaki do Kioto zajmuje podmiejską kolejką ok. 30 minut. Ta przywozi nas na supernowoczesny dworzec na którym kłębią się istne tłumy podróżnych. Nie wiedząc za bardzo w którą stronę iść, zaopatrzyłam się w mapę w centrum informacji turystycznej. Już na pierwszy rzut oka okazało się, że warte odwiedzenia świątynie nie znajdują się w centrum miasta, a rozproszone są po okolicznych wzgórzach. Dodatkowo pogoda tego dnia nie sprzyjała spacerom – od rana się chmurzyło, potem pojawiła się mżawka, która następnie przerodziła się w rzęsisty deszcz.


Wzgórza wokół Kioto
Zwiedzanie Kioto rozpoczęliśmy od trasy wiodącej wzdłuż kanału po wschodniej stronie miasta zwanej „Spacerem Filozofa”. W jej okolicach rozsiane są liczne świątynie, a sama trasa obfitująca w  sklepiki, kawiarenki i inne atrakcje wiedzie przez niezliczone kamienne mostki przerzucone nad kanałem, w którym pływają tłuste, złociste karpie. Podobno zazwyczaj miejsce to przeżywa prawdziwe oblężenie, ale tego dnia deszcz wypłoszył większość turystów.


Sklep ze słodyczami

Świątyń w Kioto jest całe mnóstwo i każda z nich ma swój niepowtarzalny charakter. Zachwycają przyległe do nich ogrody stworzone w duchu filozofii zen i zaprojektowane zgodnie ze ściśle określonymi kanonami. Spacerując wśród zielonych bambusów, mchów, porozrzucanych głazów i strumieni, można odnieść wrażenie, że wszystko jest tu perfekcyjne i żaden element nie znalazł się na swoim miejscu przypadkowo. Jednocześnie jednak ogrody te zachowują właściwą naturze swobodę, przyroda nigdy nie zostaje w nich całkowicie ujarzmiona. Prawdziwa uczta dla oczu i dla duszy.


Jedna ze świątyń na trasie "Spaceru Filozofa"


Deszcz wzmagał się z minuty na minutę, co zaczęło być nieco dokuczliwe. Nawet na trasie „Spaceru Filozofa” trudno o kontemplacyjny nastrój, gdy chlupie nam w butach, tak więc postanowiliśmy złapać autobus i pojechać na miejski targ Nishiki, z nadzieją na znalezienie dachu nad głową.

Jak się okazało, oprócz zadaszenia, na targu była cała masa innych ciekawych rzeczy. Mnie tradycyjnie najbardziej zainteresowała część gastronomiczna, gdzie można było kupić przeróżne kucharskie akcesoria, suszone ryby, kiszonki, wodorosty i inne cuda. Do tego słodycze, które w Japonii mają niemal wyłącznie zieloną barwę, a to za sprawą dodatku sproszkowanej herbaty matcha. Nawet popularne produkty jak Oreo lub KitKaty na rynek japoński produkowane są w zielonej, herbacianej wersji.

Targ Nishiki


Centrum Kyoto

Wizyta na targu jak to zwykle bywa zaostrzyła nasz apetyt, więc postanowiliśmy udać się na obiad. Po wczorajszym okonomiyaki, które do lekkich dań nie należy mieliśmy ochotę na coś mniej ciążącego na żołądku – choćby sushi. Po zapoznaniu się z menu w formie hiperrealistycznych rzeźb w szklanej witrynie, co jest w Japonii standardem, weszliśmy do restauracji nieopodal rzeki Kamo. Gdy zobaczyliśmy za ladą wiekowego sushimastera wprawnie krojącego ryby na precyzyjne plastry, wiedzieliśmy, że dobrze trafiliśmy. Zdecydowaliśmy się na zupę miso, zestaw maki i nigiri oraz makaron soba, wszystko doskonałe!

Sushimaster
Maki, nigiri, zupa miso, tempura i piwo Asahi



Na koniec wizyty w Kioto, pospacerowaliśmy po starej części miasta, gdzie natrafiliśmy na wiele osób w tradycyjnych kimonach. Jak odmienny obraz Japonii, od feerii sztucznych świateł i neonowych barw pstrzących się wieczorem w centrum Osaki. Aby ujrzeć prawdziwe gejsze trzeba jednak mieć sporo szczęścia. Większość z nich świadczy usługi w herbaciarniach zachodniego Gionu, jest to jednak hermetyczny świat, wymykający się oczom i obiektywom aparatów turystów.


Popołudniowy spacer wzdłuż rzeki Kamo
Chłopaki w tradycyjnych kimonach


Modlitwa

Nam niestety nie wystarczyło czasu na odwiedziny Gionu po zmroku, kiedy to budzi się do życia, na wizytę w Złotym Pawilonie i na wiele innych atrakcji, do których nie udało mi się dotrzeć  podczas tej krótkiej wizyty. Kioto wręcz oszałamia bogactwem zabytków, rozproszonych na dość dużej przestrzeni, które aż proszą się o niespieszne odkrywanie połączone ze spacerami po okolicznych wzgórzach. Cóż, pozostaje mi mieć nadzieję, że niedługo uda mi się znów odwiedzić fascynującą Japonię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...