|
Zachód słońca nad Jeziorem Wiktorii |
Kocham moją pracę za to, że pozwala mi dotrzeć w miejsca,
których inaczej raczej nie byłoby mi dane odwiedzić. Na pewno zalicza się do
nich Uganda. Stolicą jest Kampala, ale lotnisko znajduje się w oddalonym o ok.
30 km Entebbe. Nocleg dla załogi przewidziany jest w pięknym resorcie Munyonyo
położonym u brzegów Jeziora Wiktorii. Mimo, że nie dzieli go od lotniska wielka
odległość, to przejazd zajął nam zaskakująco dużo czasu ze względu na remont
drogi. Przedzieraliśmy się przez wertepy w tumanach kurzu, zdecydowanie jakiś
porządny 4x4 byłby tu bardziej adekwatnym pojazdem niż nasz rozklekotany busik.
Za oknem migały afrykańskie pejzaże – bajecznie kolorowe stragany, szalone
motocykle boda-boda służące tu za publiczny transport, gliniane chatki i niemal
płomienista czerwień tutejszej ziemi. Czasem przejeżdżaliśmy tuż obok brzegów
jeziora, już na pierwszy rzut oka łatwo uzmysłowić sobie fakt, że jest to
drugie największy słodkowodny akwen świata. Tak naprawdę na pierwszy rzut oka
zdecydowanie bardziej przypomina morze, tym bardziej, że jego powierzchnia była
lekko zmarszczona, a fale wylewały się na brzeg.
|
Resort Munyonyo to popularne miesce ślubnych sesji fotograficznych |
|
Najpopularniejszy środek transportu - motocykle boda-boda |
Podróż była męcząca, ale u jej kresu czekała nagroda. Resort
okazał się przepiękny, a pracownicy przywitali nas wyjątkowo serdecznie. Gdy
weszłam do mojego pokoju poczułam się zupełnie, jakbym przeniosła się na karty
powieści „Pożegnanie z Afryką”, pomieszczenie było w całości spowite zawieszonymi
przy suficie moskitierami. Dało mi to też do zrozumienia, że zagrożenie malarią
jest tu całkiem realne, więc na wszelki wypadek przed wyjściem sięgnęłam po repelent
na komary…
|
Widok z tarasu. Resort Munyonyo |
|
Pokój spowity w moskitiery |
Ośrodek kusi wieloma atrakcjami, choćby jazdą konno, czy
jedynym basenem olimpijskich rozmiarów we wschodniej Afryce, który postanowiłam
odwiedzić następnego poranka. Gdybym jednak zaległa w resorcie, jak bardzo
komfortowy by nie był, nie byłabym sobą. Na szczęście okazało się, że kilka
innych osób też miało ochotę zobaczyć kawałek prawdziwego świata poza
ogrodzeniem. Wsiedliśmy więc do małej motorowej łódeczki, której zanurzenie
było dosyć niepokojące i popłynęliśmy na pobliski cypel, gdzie znajdowała się
wioska Ggaba. Jej mieszkańcy byli nami zaintrygowani nie mniej, niż my nimi. To,
co pierwsze zwracało uwagę to niezliczona liczba straganów z pięknie
wyeksponowanymi owocami i warzywami. Warto wiedzieć, że w Ugandzie uprawia się
najwięcej owoców tropikalnych w całej Afryce, a zwłaszcza banany, ananasy i
awokado, które są tutaj wielkości piłki do rugby. Tutejsze marakuje nie mają
sobie równych, przysięgam! Ceny okazały się w dodatku symboliczne, nawet z „podatkiem
turystycznym”, więc wszyscy wpadliśmy w szał zakupów. Jednocześnie mieszkańcy,
a zwłaszcza dzieciaki, byli nami szczerze zainteresowani, zagadywali nas i
pozdrawiali. Zaciekawiła mnie formuła sprzedaży owoców, każdą sztukę kupuje się
z precyzyjnym uwzględnieniem terminu spożycia, tzn. można poprosić o 1 awokado
na dziś, 1 na jutro i 1 na przyszły tydzień. Sprzedawca spojrzy na dostępne owoce
okiem eksperta i wyłowi te idealnie dopasowane do naszych potrzeb. Świetny
system, tego nie uświadczymy w Tesco albo Carrefourze.
|
Targ owocowy w Ggaba |
Kluczyliśmy przez moment po labiryncie bazaru. Bogactwo barw
i kolorów, a jednocześnie bezmiar biedy nieco nas przytłaczały. Wszyscy jednak
wydawali się uśmiechnięci, skupieni na dniu dzisiejszym i na braniu z życia
tyle, ile się da. Biegające dookoła dzieciaki miały mnóstwo śmiechu podczas
zabawy w toczenie zużytych opon.
Po pewnym czasie postanowiliśmy wrócić na naszą łódkę. Po
drodze zatrzymaliśmy się przy jednym z licznych straganów serwujących, ulubiony
lokalny fast-food, czyli tzw. rolexy. Są to naleśniki ćapati, w które zawija
się smażony na blasze omlet z dodatkiem warzyw, kapusty i papryczki chili.
Całkiem smaczne na zabicie pierwszego głodu. Za to już w resorcie podczas
kolacji przy dźwięku świerszczy i komarów na moim talerzu znalazła się tilapia
wprost z jeziora Wiktorii.
|
Stanowiska z rolexami |
|
Produkcja rolexa |
Uganda, z wyjątkową, wręcz słynną w Afryce otwartością i
gościnnością mieszkańców, wspaniałą przyrodą i przyjemnym klimatem jest swego
rodzaju Afryką w pigułce, naprawdę ma wspaniały potencjał do rozwoju turystyki
na szerszą skalę. W dodatku sytuacja polityczna jest tu dosyć stabilna, co niestety
nie przedkłada się na dobrobyt mieszkańców, ale sprawia, że jest tu w miarę
bezpiecznie. Stabilna, tzn. głową rządu od ponad 30 lat jest jedna i ta sama,
nie do końca demokratycznie wybrana osoba – Yoweri Museveni.
|
Komitet pożegnalny |
Co tu dużo mówić, pierwszy pobyt bardzo mnie zachęcił i z
niecierpliwością czekam na kolejną podróż w tamte strony. A tymczasem dojadam
ostatnie ugandyjskie marakuje, tego smaku nie da się opisać słowami!
|
Wszechobecne złowrogo wyglądające marabuty |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz