środa, 7 stycznia 2015

Frankfurt. Wigilia wśród europejskiej finansjery


W natłoku tych podróży już nie nadążam z opisywaniem świata. Skoro Marco Polo sobie poradził, to czemu miałabym być gorsza. Na swoją obronę powiem tyle, że w jego czasach nie było samolotów, za których sprawą żongluję strefami czasowymi i czuję się wręcz bombardowana natłokiem bodźców z różnych zakątków naszej pięknej planety. Moje zmysły czasem wręcz fiksują, a ja czuję, że to wszystko co widzę, słyszę i czuje nie daje się w żaden sposób ująć słowami, ucieka definicjom, kategoriom, trwa przez jedną krótką chwilę, po czym rozmywa się pod wpływem kolejnych falowo nadciągających wrażeń. Przez notoryczny brak snu niezbyt mogę ufać własnej pamięci i temu, co rejestruje mój umysł, a niektóre miejsca wywierają na mnie tak silne wrażenie, że nawet po upływie krótkiego czasu już sama nie mam pewności czy widziałam je we śnie czy na jawie. Dlatego też wytrwale prowadzę te zapiski, dopiero, gdy ubiorę pewne wrażenia z podróży w słowa, utwierdzam się w przekonaniu, że ja tam naprawdę byłam.





Nadrabiam więc zaległości i po ostatnich podróżach w tropiki, tym razem zapraszam tuż za miedzę - do Niemiec. Tak się akurat złożyło, że tegoroczne święta przyszło mi spędzić we Frankfurcie, który może poszczycić się jednym z najwspanialszych jarmarków bożonarodzeniowych w Niemczech, niestety czynny jedynie do 23 grudnia. Kolejną wspaniałą tradycją jest koncert dzwonów 50 kościołów, który co roku rozbrzmiewa nad miastem 24 grudnia od godziny 17 zwiastując święta Bożego Narodzenia. Mieszkańcy gromadzą się wówczas na Starówce, popijając grzane wino, czy też lokalne apfelwein. Niestety mój samolot wylądował na płycie lotniska dokładnie godzinę później. Sam terminal przypominał scenę z filmu grozy - całkowicie opustoszały. No tak, kto podróżuje w wigilijny wieczór...

Hammering Man - kinetyczna rzeźba Jonathana Borofsky'ego

Finansowa stolica Europy

Rano wybrałam się na przechadzkę. Gdy usłyszałam bijące dzwony katedry udzielił mi się nastrój świąteczny i wstąpiłam na Mszę oraz piękny koncert kolęd. Wsłuchując się w Stile Nacht, Gute Nacht zatęskniłam za zapachem choinki unoszącym się w domu, który był w tym momencie tak blisko, a zarazem tak daleko. Na frankfurckim starym mieście zwanym Römer było już nieco żwawiej. Na środku rynku stała ogromna, przybrana czerwonymi bombkami wesoła choinka, tu i tam krzątało się kilku Japończyków i cykało fotki. O dziwo otwarte było jedno okienko z kiełbaskami i grzanym winem, co na nowo tchnęło we mnie energię i hart ducha.

Uroczy obrazek ze Starego Miasta - Romer
To jest dopiero choinka! I to prawdziwa!

Jedynym miejscem, gdzie tętniło życie tego dnia i które pozwoliło mi zapomnieć o świętach z dala od rodzinnego grona był dworzec kolejowy. Pociągi przyjeżdżały i odjeżdżały zgodnie z rozkładem a wraz z nimi przewijali się podróżni, dla których otwarta była cała dworcowa infrastruktura. I tak usiadłam sobie na obiad, kupiłam precle, które zapakowałam do walizki do Dubaju oraz zrobiłam zakupy w Rossmannie.:)

Kolejarze nie świętuję, na dworcu życie toczy się pełną parą

Zakupy poczynione na dworcu































































Odwiedziłam też frankfurcką Palmiarnię, która była miłą odmianą od spowitego zimową szarugą miasta. Biorąc pod uwagę fakt, że 4 dni wcześniej byłam 130 km od równika same palmy może nie wywarły na mnie piorunującego wrażenia, ale cały przybytek miał w sobie urok swoistego gabinetu osobliwości - ekspozycje poszczególnych stref roślinności, las bambusowy, romantyczna grota pod wyschniętym wodospadem, fikuśne rzeźby ogrodowe. Palmiarnia znajduje się na terenie sporego parku, pogrążonego w tych dniach w zimowym śnie, pięknie będzie jak wszystko zakwitnie na wiosnę.

Gwiazdy betlejemskie w Palmiarni

A na zakończenie jedna z ciekawostek w Palmiarni - wielopalczaste pomarańcze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...