środa, 13 kwietnia 2016

Bali. Religijne misteria, kopi luwak i małpie figle


Poprzedni post o Bali był dopiero przedsmakiem wizyty na tej rajskiej wyspie. Dziś zabieram Was w jej głąb, gdzie przyjrzymy się tradycyjnym ceremoniom religijnym, odwiedzimy małpi gaj, Ubud – kulturową stolicę Bali, a na koniec nacieszymy oczy widokiem malowniczych tarasów ryżowych. No to zaczynamy!



Jako, że plan wycieczki był intensywny, wstałam tego dnia o poranku. Już poprzedniego wieczoru namówiłam na wycieczkę kilka osób z naszej załogi, po czym zadzwoniłam do kierowcy Putu, z którego usług skorzystałam podczas pierwszej wizyty na Bali.

Pierwszym przystankiem na naszej trasie była mała fabryka batiku, gdzie mogliśmy podejrzeć jak powstają tradycyjne, ręcznie malowane balijskie tkaniny. Oczywiście głównym punktem tej atrakcji był sklep, ale jako, że nie zamierzaliśmy nic kupić pojechaliśmy dalej.

Uroczyście przystrojone wejście do świątyni Batuan
Pierwsza procesja z okazji rocznicy świątyni

Kolejnym odwiedzonym przez nas miejscem była świątynia Batuan. Mieliśmy sporo szczęścia, bo akurat załapaliśmy się na barwne obchody jej rocznicy. Na początek dziedziniec wypełnił niekończący się pochód kobiet niosących na głowach przeróżne wota. Wszyscy obecni ubrani byli w odświętne, tradycyjne stroje. Zajrzeliśmy na zaplecze świątyni, gdzie czyniono ostatnie gorączkowe przygotowania. Przystrajano wota, odprawiano modły, kadzono cały teren kadzidłami.

Kobiety niosą wota z ryżu i fantazyjnie ułożonych owoców
Modły do wyobrażanego jako pół-lwa bóstwa Baronga
Nieco makabryczne wota stworzone w całości z różnych części ciała prosiąt!
Ostatnie przygotowania przed procesją

Następnie powróciliśmy na główny dziedziniec, gdzie znów miała miejsce kolejna procesja – tym razem w pełnej oprawie tradycyjnej muzyki. Chwilę potem rozpoczął się teatr tańca - bardzo ekspresyjne przedstawienie narracyjne, którego fabuła skupiała się wokół walki dobra ze złem. Aktorzy przekrzykiwali się, przybierali dziwne figury i nakładali kolejne groźne maski, które na Bali otoczone są szczególną czcią. To barwne i niezwykle autentyczne wydarzenie było doświadczeniem absolutnie magicznym. Hipnotyczny teatr przeniósł nas na chwilę w świat bogów i demonów oraz odwiecznej walki dobra ze złem.

Wszyscy zgromadzili się na dziedzińcu, aby uczestniczyć w przedstawieniu teatralnym
Asystujący w misterium mistrz masek
Na scenie pojawia się czczony na Bali Barong - uosobienie dobra w walce dobra ze złem

Spektakl trwał dalej, my jednak ruszyliśmy w dalszą drogę. Zatrzymaliśmy się na plantacji różnych tropikalnych roślin, gdzie mieliśmy okazję do zaznajomienia się z lokalną florą. Pospacerowaliśmy wśród zieleni ucząc się rozpoznawać różne rośliny: kawowce, kakaowce, wanilię, drzewa durianowe i wiele, wiele innych. Mieliśmy też okazję przyjrzeć się z bliska produkcji kopi luwak – kawy słynnącej na cały świat głównie ze względu na astronomiczną cenę. Pozyskiwana jest ona z odchodów lokalnego zwierzaka – cywety, który żywi się dziko rosnącymi owocami kawowca. Ziarenka kawy wstępnie fermentują w jego przewodzie pokarmowym, co ma nadawać im charakterystyczny, tak bardzo ceniony smak. Niestety lokalsi upatrzyli w tym szansę na biznes i trzymają cywety w klatkach traktując je jak maszyny produkcyjne. W odwiedzonej przez nas plantacji też  trzymano za kratkami kilka zwierzaczków, których smutny widok szczerze powiedziawszy sprawił, że straciłam chęć na degustację kawy.

Na plantacji znaleźliśmy zbawienny cień
Smutne cywety w klatce - to te zwierzaczki stoją za produkcją najdroższej kawy świata
Suszenie kopi luwak
Na plantacji mogliśmy też zapoznać się z różnymi rosnącymi w tropikach przyprawami

Następnym przystankiem na trasie było sanktuarium Mandala Wisata Wanara Wana, zwane też po prostu Małpim Lasem. Miejsce to jest nie tylko atrakcją turystyczną, ale i ośrodkiem kultu. Na terenie dżungli znajdują się trzy świątynie. Prowadzą do nich przerzucone nad wąwozami kamienne mosty zdobione kamiennymi figurami i drewniane kładki. Zapuszczając się w tą gęstą dżunglę, czułam się przez chwilę jakbym znalazła się na planie filmu o przygodach Indiany Jones’a.

Mosty i kładki w Małpim Lesie
Nie ma wątpliwości, kto tu rządzi

Już po kilku minutach można się zorientować, że jest się w tym miejscu jedynie chwilowym gościem, a może wręcz intruzem. Niepodzielną władzę nad tą okolicą sprawują makaki nic sobie nie robiące z ingerujących w ich świat dwunogów. Na szczęście tutejsze małpy nie są tak agresywne jak te w odwiedzonej przeze mnie ostatnio świątyni Uluwatu. Tak czy inaczej warto zapoznać się z długą listą wskazówek co robić, a raczej – czego nie robić. Niestety pogryzienia turystów nie należą do rzadkości a w Internecie znaleźć można całe mnóstwo relacji rodem z horrorów. Pogryzienia niosą ze sobą ryzyko złapania różnych chorób – niezbyt ciekawe urozmaicenie podróży. Tablice informacyjne ostrzegają przed wnoszeniem jakiegokolwiek jedzenia i stosowanie się do tej zasady powinno zminimalizować ryzyko nieprzyjemnych doświadczeń. Należy też unikać kontaktu wzrokowego i obnażania zębów – małpy traktują to jako przejaw agresji z naszej strony;) Zawsze należy też pilnować dobytku, sama byłam świadkiem jak mały cwany makak skoczył komuś na plecy i wyciągnął mu pokrowiec na aparat z zamkniętego na suwak plecaka, po czym za nic nie chciał oddać łupu.

Te niewinnie wyglądające makaki są w stanie zrobić wszystko dla zdobycia banana!

Jakoś udało nam się przebrnąć przez dżunglę bez większych przygód. Bardziej uciążliwe niż małpy okazały się lgnące do nas chmary moskitów. Chyba jeszcze nie wspominałam, że było tego dnia ekstremalnie gorąco i wilgotno, a w dżungli dodatkowo powietrze było całkowicie nieruchome, przez co pot dosłownie zalewał nam oczy. Przy życiu trzymała nas myśl o tarasach ryżowych, które były już niedaleko, całkiem niedaleko…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...