Poprzedni post o Bali był dopiero przedsmakiem wizyty na tej
rajskiej wyspie. Dziś zabieram Was w jej głąb, gdzie przyjrzymy się tradycyjnym
ceremoniom religijnym, odwiedzimy małpi gaj, Ubud – kulturową stolicę Bali, a
na koniec nacieszymy oczy widokiem malowniczych tarasów ryżowych. No to
zaczynamy!
Jako, że plan wycieczki był intensywny, wstałam tego dnia o
poranku. Już poprzedniego wieczoru namówiłam na wycieczkę kilka osób z naszej
załogi, po czym zadzwoniłam do kierowcy Putu, z którego usług skorzystałam
podczas pierwszej wizyty na Bali.
Pierwszym przystankiem na naszej trasie była mała fabryka
batiku, gdzie mogliśmy podejrzeć jak powstają tradycyjne, ręcznie malowane
balijskie tkaniny. Oczywiście głównym punktem tej atrakcji był sklep, ale jako,
że nie zamierzaliśmy nic kupić pojechaliśmy dalej.
|
Uroczyście przystrojone wejście do świątyni Batuan |
|
Pierwsza procesja z okazji rocznicy świątyni |
Kolejnym odwiedzonym przez nas miejscem była świątynia
Batuan. Mieliśmy sporo szczęścia, bo akurat załapaliśmy się na barwne obchody jej
rocznicy. Na początek dziedziniec wypełnił niekończący się pochód kobiet
niosących na głowach przeróżne wota. Wszyscy obecni ubrani byli w odświętne,
tradycyjne stroje. Zajrzeliśmy na zaplecze świątyni, gdzie czyniono ostatnie
gorączkowe przygotowania. Przystrajano wota, odprawiano modły, kadzono cały
teren kadzidłami.
|
Kobiety niosą wota z ryżu i fantazyjnie ułożonych owoców |
|
Modły do wyobrażanego jako pół-lwa bóstwa Baronga |
|
Nieco makabryczne wota stworzone w całości z różnych części ciała prosiąt! |
|
Ostatnie przygotowania przed procesją |
Następnie powróciliśmy na główny dziedziniec, gdzie znów
miała miejsce kolejna procesja – tym razem w pełnej oprawie tradycyjnej muzyki.
Chwilę potem rozpoczął się teatr tańca - bardzo ekspresyjne przedstawienie
narracyjne, którego fabuła skupiała się wokół walki dobra ze złem. Aktorzy
przekrzykiwali się, przybierali dziwne figury i nakładali kolejne groźne maski,
które na Bali otoczone są szczególną czcią. To barwne i niezwykle autentyczne
wydarzenie było doświadczeniem absolutnie magicznym. Hipnotyczny teatr
przeniósł nas na chwilę w świat bogów i demonów oraz odwiecznej walki dobra ze
złem.
|
Wszyscy zgromadzili się na dziedzińcu, aby uczestniczyć w przedstawieniu teatralnym |
|
Asystujący w misterium mistrz masek |
|
Na scenie pojawia się czczony na Bali Barong - uosobienie dobra w walce dobra ze złem |
Spektakl trwał dalej, my jednak ruszyliśmy w dalszą drogę.
Zatrzymaliśmy się na plantacji różnych tropikalnych roślin, gdzie mieliśmy
okazję do zaznajomienia się z lokalną florą. Pospacerowaliśmy wśród zieleni ucząc
się rozpoznawać różne rośliny: kawowce, kakaowce, wanilię, drzewa durianowe i
wiele, wiele innych. Mieliśmy też okazję przyjrzeć się z bliska produkcji kopi
luwak – kawy słynnącej na cały świat głównie ze względu na astronomiczną cenę. Pozyskiwana
jest ona z odchodów lokalnego zwierzaka – cywety, który żywi się dziko
rosnącymi owocami kawowca. Ziarenka kawy wstępnie fermentują w jego przewodzie
pokarmowym, co ma nadawać im charakterystyczny, tak bardzo ceniony smak.
Niestety lokalsi upatrzyli w tym szansę na biznes i trzymają cywety w klatkach
traktując je jak maszyny produkcyjne. W odwiedzonej przez nas plantacji
też trzymano za kratkami kilka zwierzaczków,
których smutny widok szczerze powiedziawszy sprawił, że straciłam chęć na
degustację kawy.
Następnym przystankiem na trasie było sanktuarium Mandala
Wisata Wanara Wana, zwane też po prostu Małpim Lasem. Miejsce to jest nie tylko
atrakcją turystyczną, ale i ośrodkiem kultu. Na terenie dżungli znajdują się
trzy świątynie. Prowadzą do nich przerzucone nad wąwozami kamienne mosty
zdobione kamiennymi figurami i drewniane kładki. Zapuszczając się w tą gęstą
dżunglę, czułam się przez chwilę jakbym znalazła się na planie filmu o
przygodach Indiany Jones’a.
|
Mosty i kładki w Małpim Lesie |
|
Nie ma wątpliwości, kto tu rządzi |
Już po kilku minutach można się zorientować, że jest się w
tym miejscu jedynie chwilowym gościem, a może wręcz intruzem. Niepodzielną
władzę nad tą okolicą sprawują makaki nic sobie nie robiące z ingerujących w ich
świat dwunogów. Na szczęście tutejsze małpy nie są tak agresywne jak te w
odwiedzonej przeze mnie ostatnio świątyni Uluwatu. Tak czy inaczej warto
zapoznać się z długą listą wskazówek co robić, a raczej – czego nie robić. Niestety
pogryzienia turystów nie należą do rzadkości a w Internecie znaleźć można całe
mnóstwo relacji rodem z horrorów. Pogryzienia niosą ze sobą ryzyko złapania
różnych chorób – niezbyt ciekawe urozmaicenie podróży. Tablice informacyjne
ostrzegają przed wnoszeniem jakiegokolwiek jedzenia i stosowanie się do tej
zasady powinno zminimalizować ryzyko nieprzyjemnych doświadczeń. Należy też
unikać kontaktu wzrokowego i obnażania zębów – małpy traktują to jako przejaw
agresji z naszej strony;) Zawsze należy też pilnować dobytku, sama byłam
świadkiem jak mały cwany makak skoczył komuś na plecy i wyciągnął mu pokrowiec
na aparat z zamkniętego na suwak plecaka, po czym za nic nie chciał oddać łupu.
|
Te niewinnie wyglądające makaki są w stanie zrobić wszystko dla zdobycia banana! |
Jakoś udało nam się
przebrnąć przez dżunglę bez większych przygód. Bardziej uciążliwe niż małpy
okazały się lgnące do nas chmary moskitów. Chyba jeszcze nie wspominałam, że
było tego dnia ekstremalnie gorąco i wilgotno, a w dżungli dodatkowo powietrze
było całkowicie nieruchome, przez co pot dosłownie zalewał nam oczy. Przy życiu
trzymała nas myśl o tarasach ryżowych, które były już niedaleko, całkiem
niedaleko…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz